piątek, 2 września 2011

Czas transformacji


To prawdopodobnie moj ostatni wpis na blogu.
Poczatkowo mial to byc pamietnik z porozy do Ekwadoru, gdzie chcialam skrupulatnie  zamieszczac opisy miejsc i ludzi, jakich spotykam na mojej drodze wraz z osobistymi spostrzezeniami, refleksjami, komentarzami. Chcialam odbyc samotna podroz, otworzyc sie na nieznane w nadzieii na przezycie czegos wyjatkowego.
Wydawalo mi sie, ze tak moge zapelnic pustke wewnatrz siebie, ten niedosyt, jaki czulam…
Plan wiec byl prosty- wyruszyc w nieznane, nalykac sie wrazen i emocji, barwnie zarejestrowac wspomnienia, a po powrocie do tego, co ”stare”, moc wracac do nich za kazdym razem, jak odezwie sie znajomy ”glod”.
Chcialam najesc sie ”na zapas” i jednoczesnie dac posmakowac tego, co skosztowalam tym, co nie byli na ”uczcie”.
Wtedy jeszcze nie wiedzialam, ze ten ”glod”, to wcale nie jest jednoznacznie zdiagnozowana przez wiekszosc znajomych i rodzine ”potrzeba wyszalenia sie za mlodu, slepa pogon za przygoda i wolnoscia” -  potrzeba, jaka moge zaspokoic egzotyczna podroza lub zignorowac, tak jak wiekszosc ludzi ”twardo stapajacych po ziemii”.
Intuicyjnie przeczuwalam, ze spotka mnie cos ”wielkiego”, ze los mi sprzyja, ze tym razem jestem na wlasciwym torze i ze ta podroz bedzie jak ostatnie okrazenie przed ukonczeniem wyscigu.
Jakze prawdziwe byly moje przeczucia, mimo iz nie potrafilam ich wlasciwie uzasadnic i wytlumaczyc, tym co pytali ”Po co? Dlaczego Ekwador?”  Szukalam racjonalnych powodow, dla ktorych chce jechac wlasnie tam, dopasowywalam sie do schematu turysty, poszukiwacza przygod…  nie mialam odwagi powiedziec, ze jade sama do Ekwadoru ”bo tak czuje”.
Teraz  mam ta odwage - odwage, ktora przyszla wraz z odpowiedziami na przynajmniej niektore pytania, ktore wtenczas nie dawaly mi spokoju.
Czuje ze jestem na wlasciwym torze.
Zreszta, kazdy jest, choc wiekszosc nie zdaje sobie z tego sprawy.
Wiekszosc ludzi narzeka na to, co jest TERAZ, szuka satysfakcji w PRZYSZLOSCI, ma nadzieje na cos lepszego jutro, pojutrze, za miesiac… Potrzebujemy spelnic jakies warunki, by byc zadowolonym z  tego, co jest TERAZ, zaakceptowac to, co mamy TERAZ, dostrzec piekno i perfekcje w tym, jacy jestesmy TERAZ.
”Musze byc bardziej otwarta i pogodna”
”Dlaczego inni maja lepiej?”
”Powinnam wiecej zarabiac, zeby odlozyc na przyszlosc”
”Nie o takim zyciu marzylam…”
”Moja corka mnie zawiodla…”
”Kiedy wreszcie znajde wlasciwego chlopaka/dziewczyne ???”
Te wszystkie warunki… To zycie w ciaglej pogoni za czyms, czego wydaje sie, ze nam brakuje… ten ciagly niedosyt… to ogladanie sie za innymi, porownywanie… wciaz nowe oczekiwania wobec innych i siebie…
Rozczarowania!  Flustracje!  Pretensje! ....
Nie ma recepty na szczescie
 jest tylko sztuka zaakceptowania i doceniania tego, co masz i kim jestes.
sztuka dostrzezenia piekna w innych ludziach… w sobie… w codziennych czynnosciach…
sztuka wybaczenia sobie i innym za tzw ”bledy”, ktore w ostatecznym rozrachunku nigdy nie sa bledami, ale lekcjami od zycia
sztuka podziekowania za to, co jest.

W moich przeczuciach dotyczacych wyjazdu do Ekwadoru wspomnialam o ostatnim okrazeniu przed zakonczeniem wyscigu….
Czym jest wyscig, gdzie jest meta i czym jest zwyciestwo  - niech kazdy odpowie sobie sam.
W obliczu tego, co przepowiadaja naukowcy, astrolodzy i jasnowidzowie, byc moze ten miesiac jest tym ostatnim okrazeniem. 
Byc moze, nikt nie zna przyszlosci. 
Zbyt duzo czasu poswiecamy na zastanawianie sie nad przyszloscia, zamiast skoncentrowac sie na tym, co jest i co mozna zrobic teraz.
Kometa Eleni, o ktorej slyszy sie wreszcie coraz wiecej takze w publicznych mediach, przestala byc swiadomie ukrywanym tematem i zaczyna budzic prawdziwy niepokoj wsrod tych, co sa swiadomi, jakie skutki moze przyniesc jej ”wtargniecie” w pole magnetyczne naszej planety. Przewidywane sa m.in. globalne katastrofy i powazne zmiany klimatyczne (byc moze fatalny rok 2012, o ktorym slyszal prawie kazdy, nadchodzi wlasnie teraz…)
Nie pisze tego, by zaszczepic strach w tych, co pierwszy raz stykaja sie z ta informacja. Pisze, bo czasami warto wykorzystac czas, nawet jakby nie pozostalo go wiele, nie tylko na fizyczne przygotowania na wypadek upadku gospodarki, braku zywnosci, wody do picia, utraty schronienia w wyniku trzesienia ziemi, powodzi czy naglego spadku temperatury (to wszystko, niestety, jest bardzo prawopodobnych scenariuszem wydarzen; proponuje zbadac temat samemu – ja nie staram sie ”sprzedac” mojej wizji konca swiata), ale takze na przygotowanie wewnetrzne, przez co ja rozumiem odnalezienie spokoju i balansu w sobie.
To moze byc czas transformacji nie tylko dla naszej planety, ale przede wszystkim dla jej mieszkancow.
Transformacji wewnetrznej.
To moze byc trudny okres dla tych, ktorzy wciaz dbaja o dobra materialne – jest ryzyko, ze moga utracic to, co tak skrupulatnie zbierali i do czego byli tak przywiazani… Choc brzmi to dramatycznie, to tego typu doswiadczenie moze przyniesc glebokie oczyszczenie i uswiadomienie, co jest wazne, a czego najwyzszy czas sie pozbyc. Jesli kiedys udalo Ci sie posprzatac swoja szafe po kilku latach wrzucania do niej coraz to nowych rzeczy, to wiesz, jakie uczucie mam na mysli ;)
To moze byc niezykle trudna proba dla mnie oraz tych, ktorych przeraza wizja smierci swojej i bliskich – pamietajmy, ze cialo to tylko tymczasowy instrument, ”avatar”. SWIADOMOSC - esencja tego, czym jestes - nie boi sie o swoje przetrwanie. To doswiaczenie smierci, a nie smierc.
Swiadomosc zna prawde,  ze to co sie wydarza jest czescia wiekszego planu, ma swoja wyzsza przyczyne i  jedyne, co kazdy z nas moze zrobic to swiadomie poddac sie temu i ze spokojem przyjac to doswiadczenie, jako okazje do transformacji i zrozumienia (a raczej przypomnienia sobie) kim jestesmy i dlaczego wybralismy to doswiadczenie.
Wtedy zobaczymy, ze wiekszosc z przemiotow jakie posiadamy, emocji jakie nami kieruja, osiagniec i celow ktore wydaja sie nam byc wazne, rol jakie sobie narzucamy (matka, corka, siostra, ekonomista, sasiad, kobieta…) nie ma wiekszego znaczenia i nie oddaje nawet cienia prawdy o tym, kim naprawde jestesmy i co jest sensem naszego istnienia.
Kazdy z nas ma cos do przepracowania. Po to tu jestesmy.
Dla jednych moze to byc zbytnie przywiazanie do rzeczy materialnych, dla innych moze to byc chec kontroli siebie i innych, dla jeszcze kogos innego moze to byc ignorowanie wlasnych uczuc i intuicji i podporzadkowywanie sie otoczeniu- rodzinie, religii, spoleczenstwu…. Lista jest dluga i z  pewnoscia kazdy moze dodac cos od siebie, cos, co intuicyjnie czuje, ze mu nie sluzy, co burzy wewnetrzny spokoj, co nie zgadza sie z tym, co intuicyjnie wydaje sie byc prawdziwe i wlasciwe…
Transformacja polega na pojsciu za glosem tej intuicji. Im bardziej wytrwale podazasz za tym glosem, tym latwiej jest ci zobaczyc prawdziwy obraz tego, kim jestes i jaki jest twoj cel bycia w tym ciele, w tym wlasnie czasie i w tym wlasnie miejscu… Zobaczysz tez prawde w innych ludziach i wydarzeniach, jakie maja miejsce.
W momencie, kiedy prawdziwie poczujesz, ze wszystko jest jednoscia, ze kazdy z nas jest w istocie taka sama czescia calosci i ze kazdy z nas na rozne sposoby probuje ”odnalezc droge do domu”, do Zrodla, wtedy, zamiast irytacji, rozczarowania czy wypelniania swojej roli, poczujesz bezwarunkowa milosc, wspolczucie i calkowite poddanie sie i zaufanie temu, co sie wydarza, bez oceniania, bez oczekiwania na konkretny rezultat.
Warto wybaczyc sobie i innych, ze zapomnielismy, kim jestesmy, ze zbyt dlugo szukalismy drogi do domu, ze zbladzilismy lub nadal szukamy wlasciwej sciezki…
Zaufaj temu, co sie wydarza. Ma to swoj cel.
Odnajdz w sobie milosc i wspolczucie dla siebie i innych.
To moze byc czas transformacji nie tylko dla naszej planety, ale przede wszystkim dla kazdego z nas – razem i z osobna.

Z miloscia
Agata

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz