sobota, 12 marca 2011

Rozum vs. Serce...

Moj ostatni wpis na blogu to tylko kolejny dowod na to, ze czas jest zludzeniem...
Minelo 3 tygodnie od kiedy jestem w Vilcabambie i w trakcie tego czasu nie udalo mi sie napisac nwet slowa o tym, co u mnie i gdzie teraz jestem i co robie ( BTW, bylam w gorach w uroczym domku zanurzona w naturze i obecnie tez jestem w gorach w innym uroczym domku zanurzona jeszcze bardziej, jakkolwiek smiesznie by to nie brzmialo hehe:) wiec ktos moglby pomyslec ze mialam malo czasu, a z drugiej strony w trakcie tych 3 tygodni zdazylam uporzadkowac swoj wewnetrzny swiat i tym samym automatycznie zmodyfikowac ten na zewnatrz, co zdaje sie byc ogromnym krokiem w przestrzeni i pochlonelo duzo czasu...
Wszystko zalezy od tego, jak my sami postrzegamy elementy naszej rzeczywistosci.

Ten wpis nie bedzie dlugi, bo nie wiem czy jestem w stanie opisac to co sie dzialo nie ze mna, a raczej we mnie, podczas tych kilku tygodni, zwlaszcza ostatnich dni...

Nie mniej jednak jedna z bardziej namacalnych zmian jest moja decyzja o pozostaniu w Ekwadorze. Nie pytajcie mnie na jak dlugo? dlaczego? co bedziesz tu robic? jak zyc? z kim? nie boisz sie? itp. ...
Nie wiem i jednoczesnie wiem ze nie musze wiedziec.
Zamierzam kierowac sie Sercem, jak kaze wyswiechtane i jakze plytko rozumiane powiedzenie...

Nie zamierzam juz obiecywac, ze sie odezwe wkrotce, jak zrobilam to ostatnim razem.
Nie mniej jednak postaram sie nie tracic kontatu i Was prosze o to samo.
Piszcie do mnie na prywatnego maila, tylko porsze, bez tych wszytskich pytan, jakie przytoczylam powyzej ;P

P.S.  Jolu, wyslalam Ci juz kilka maili, ktore nie doczekaly sie odpowiedzi... nie wiem czy to ja czy Ty masz problem z odbiorem wiadomosci...
Daj znac w komentarzu, prosze, jesli maile nie dzialaja...